Mit wolności
2008-09-08 14:01:55Zwykło się mawiać, iż wolność jest przyrodzonym i niezbywalnym prawem człowieka. Z nim się rodzimy i z nim umieramy. W cywilizowanym i demokratycznym państwie wolność stanowi podstawową wartość. Ale czym w ogóle jest wolność i co nam po niej?
Od kolebki wpaja nam się, że jest ona podstawą ludzkiej egzystencji, kamieniem węgielnym, złożonym pod fundamentami każdego z dokonywanych przez człowieka aktów twórczych. Gloryfikuje się ją, opowiada o jej zbawczych aspektach. Ruchy narodowowyzwoleńcze, powstania niewolników czy choćby znany współczesnym bunt nastolatków przeciw wszelkim zasadom dowodzą prawdziwości tezy, iż ludzkość zaczęła utożsamiać wolność z pojęciem szczęśliwości.
Jeśli więc każdy człowiek jest wolny, a człowiek wolny to człowiek szczęśliwy, to każdy człowiek jest szczęśliwy. Tak przynajmniej można by na to patrzeć z logicznego punktu widzenia. Teoria jednak nijak się ma do rzeczywistości. Ludzi wolnych dookoła co niemiara, jednak tych szczęśliwych - znacznie mniej.
Czym tak właściwie jest wolność? Definicji nie brakuje. W najprostszym rozumieniu jest to swoisty brak ograniczeń, swoboda działania, identyfikowana z możliwością decydowania o własnym losie. Każdą z owych tez łatwo można jednak obalić. Brak ograniczeń oznacza brak granic. I tu już pojawia się sprzeczność - w moim mniemaniu bowiem wolność wolnością jest tak długo, jak długo nie narusza wolności drugiego człowieka. A więc granicą mojej wolności jest granica wolności cudzej. Co zaś z tego, że samodzielnie mogę decydować o własnym losie? Jeśli jako człowiek wolny popełnię samobójstwo, to czy będę martwa w świetniejszy sposób od trupa, zniewolonego za życia? A i swoboda działania brzmi kusząco tylko z pozoru - bo i któż z nas może robić, co mu się żywnie podoba?
Oczywiście sama niemożność osiągnięcia celu nie może być identyfikowana z brakiem wolności, ponieważ nie sposób nauczyć się chociażby latać, skoro brak nam skrzydeł. Nasza wolność jest więc ograniczona, czy tego chcemy, czy nie. W przypadku motywu z lataniem - ogranicza nas anatomiczny wymiar ludzkiej powłoki. W bardziej przyziemnych sprawach zniewalają nas mity, konwenanse, stereotypy. Zniewalają nas chronologia oraz czas, który czyni nasze życie jedynie wycinkiem jestestwa ludzkości. Stare małżeństwa przyczyny ze skutkiem wciąż determinują bieg wydarzeń.
A co to za wolność, która ma swe determinanty? Na tym etapie jej fenomenalna świetność się kończy, ustępując miejsca kompletnemu paradoksowi - otóż wolność sama w sobie jest zniewolona, skończona.
Istnienie wolności implikuje istnienie niewoli i odwrotnie, ponieważ wszystko składa się w pary opozycji: biel-czerń, życie-śmierć, rozkosz-rozpacz, dobro-zło. Tak i tu: wolność-niewola. W tym przypadku jednak granice owych opozycji zacierają się. Nie sposób bowiem określić, gdzie kończy się wolność, a zaczyna niewola. Jeśli jedna nie może istnieć bez drugiej, upersonifikujmy je - niech pierwszą symbolizuje pan, drugą - niewolnik.
Ale czy ten uproszczony schemat jest prawidłowy? Czym byłby pan bez niewolnika? Nie miałby wtedy nad kim sprawować władzy, jego rola społeczna nie mogłaby doczekać się spełnienia. Jego istnienie jest więc zależne od istnienia poddanego. I ta jedna zależność wystarczy, aby obalić tezę, iż pan jest człowiekiem bardziej wolnym od swego sługi. W wymiarze fizycznym - owszem, jak najbardziej. Nie o takim jednak mowa.
Za kolosalny skandal uznać należy postrzeganie wolności wyłącznie jako stanu wyzwolenia od namacalnego ucisku - od kajdan, więziennych krat, itd. W tym wypadku z opozycji wolność-niewola, każdy bez zawahania stwierdzi, iż pożąda pierwszej z nich. Jeśli jednak odstawić na moment aspekt naszej fizyczności, która z nich jest lepiej przyswajalna? Śmiem twierdzić, iż druga. Człowiek wolny, choćby z pozoru, musi wciąż o sobie stanowić, podejmować określone kroki, nieustannie dokonywać wyboru. Osoba zniewolona z kolei nie musi czynić nic - jej postawa odznacza się niekwestionowaną biernością, wszystkie jej poczynania są ograniczone, krąg działań - zawężony.
Nie okłamujmy się - niewola jest łatwa. Z kolei wolność zawsze boli - czy się ją posiada, czy nie. Ci, którzy jej nie zaznali, wciąż za nią gonią. Ci, których stała się udziałem, muszą z niej korzystać. Nie „mogą", a właśnie „muszą". Wolność bowiem to nie tylko prawo, ale przede wszystkim - ogromny obowiązek.
Mówi się, że każdy człowiek, choćby skrępowany fizycznie, nadal będzie dysponować wolnością myśli, której nie sposób mu nijak odebrać. Zwykle ową „swobodę myśli" utożsamia się z możnością wyznawania dowolnych wartości i ustalenia własnego światopoglądu, snucia refleksji czy kreowania opinii na określone tematy. Za podstawowy atrybut wolności należałoby uznać wyobraźnię. Nie uznaję jednak jej domniemanej mocy twórczej. Nie dostrzegam w niej krzty oryginalności, nowości czy niekonwencjonalności.
Bo i czymże jest wyobraźnia? Niczym ponad kopię wiernego obrazu rzeczywistości, bytów już nam znanych, abstraktów postrzeganych przez pryzmat zakorzenionych w naszej świadomości prawd, co najwyżej - odrobinę spaczonych na potrzeby każdego indywiduum. Wyobraźnia nie pozostawia nam pola do popisu. Sama pozostaje zniewolona przez rzeczywistość, ludzkie doświadczenia i odgórnie narzucone człowiekowi obrazy. Powtarza jedynie rzeczy widziane i słyszane. Czyni to na milion sposobów, ale cóż z tego, skoro jej racja bytu opiera się wyłącznie na nieudolnych próbach dopuszczenia się grzechów, które dawno już popełniono?
Chociaż nie zastanawiamy się nad tym, wolność gaśnie w wyniku naszego oswojenia się z nią. Staje się ona przyzwyczajeniem, nieustannie ewoluuje w zniewolenie człowieka, zakuwając go w kajdany powszedniości i monotonii. Jedynie człowiek zniewolony może odczuwać potrzebę wolności. Ten, kto ją zaspokoił, nie będzie przywiązywał do niej najmniejszej wagi. Wolność to nie jest „coś". To raczej „brak czegoś". Symptom ludzkiej niedojrzałości, syndrom człowieka sfrustrowanego, narzędzie propagandy, opium dla narodów.
Powyższa mozaika argumentów aż prosi się o stos. Za herezję można by bowiem uznać stwierdzenie, iż wolność jest zła. Może jednak zamiast dokonywać działania wartościującego, należałoby poddać w wątpliwość sam jej wymiar? Nie mówię, że wolności nie ma. Nie mówię, że jest.
Umywam ręce.
Joanna Pachla
(redakcja@dlastudenta.pl)
fot. sxc.hu