Pozowanie do życia.
2006-01-12 00:00:00
Gierki miłosne. Całe życie uprawiamy liczne gierki, najczęściej pragnąc osiągnąć dany cel. Gdyby nie było to prawdą, półki księgarń nie uginałyby się od popularnych poradników, mających (niekoniecznie w fachowy sposób) pomóc nam odpowiednio rozegrać to czy tamto. Gierki wprost niewiarygodne. Kolejnym przykładem niech będzie moja koleżanka z dawnej klasy, reprezentująca już bardziej skrajną wersję pozerstwa połączonego z ciężką mitomanią o charakterze długofalowym. Zawsze przewodnicząca klasy, „przyjaciółka” wychowawczyni. Potrafiła swoje ofiary, czyli kolejnych przyjaciół omotać tak, aby żyły w przekonaniu o jej rzetelności, niezawodności i przebojowości oraz zachwycały się jej szeroką wiedzą i elokwencją. Uwielbiała zabierać głos w każdej sprawie, niekoniecznie mając na dany temat wiele do powiedzenia. Była doskonałą oratorką, w swych wypowiedziach uprawiała kunsztowną sztukę owijania w bawełnę, starając się zarazem, aby żadna dyskusja nie umknęła jej uwadze i by wszędzie było jej pełno. Zazwyczaj demaskowała się po pewnym czasie sama, brnąc w niestworzone opowieści (głównie na swój temat) tak daleko, że stawały się one zwyczajnie niewiarygodne. Wiele faktów łatwo było zweryfikować, znaliśmy się bowiem wszyscy nie od dziś. Jednak mitomanka upierała się przy swoim do samego końca i na każde niedowierzanie rozmówcy wymyślała kolejne argumenty. Tkwiła w wytworzonej przez siebie propagandzie sukcesu – opowiadała o korepetycjach u najlepszych profesorów, znajomości języków, odbytych podróżach i przeróżnych barwnych przygodach. Sprawiała wrażenie, że widziała w życiu już tak wiele, iż wie wszystko o wszystkim. Oto prosty mechanizm poprawiania sobie samopoczucia i dopingowania swojego ego. Podobnych przypadków mogłabym przytoczyć jeszcze kilka. Jeden z nich to dziewczyna, która dzwoniła przez wyłączony telefon do lekarza konsultując swoją rzekomą chorobę nowotworową. Oczywiście żyje do dziś i miewa się świetnie, tak samo jak jej wyimaginowany ojciec w Meksyku. Brzmi to wręcz przerażająco, ale takie opowiastki to u mitomanów norma. Gierki codzienne. Zabrnęliśmy dość daleko, a nie zapominajmy, że przeróżne pozy, o nieco łagodniejszym charakterze, towarzyszą nam na co dzień. Za ich pomocą przeistaczamy się w lepszą wersję naszego ja – najczęściej w wyniku niskiej samooceny, niemożności pogodzenia się ze swoimi cechami czy też losem, poczucia niedocenienia, chęci zaimponowania innym. Poprzez niektóre pozy wzbudzamy litość i współczucie – pragnąc skupić na sobie uwagę innych lub po prostu zakomunikować jakiś wewnętrzny problem. Polem dla „udawaczy” jest także Internet, który w ostatnim dziesięcioleciu zrewolucjonizował komunikację międzyludzką. Na licznych czatach, forach i komunikatorach możemy stać się choć na chwilę kimś zupełnie innym niż w rzeczywistości. Przeciwnicy takich form komunikacji mówią o niebezpieczeństwach, które czyhają na nas w sieci ze strony zboczeńców i manipulatorów. Nie panują tam bowiem żadne reguły gry – mężczyzna może udawać kobietę, dorosły – dziecko, zakompleksiony nastolatek – supermacho. Obrońcy zaś twierdzą, że nareszcie liczą się słowa, to co ma się w głowie, a nie wygląd zewnętrzny. Według nich Internet pozwala także otworzyć się osobom nieśmiałym i nie radzącym sobie w relacjach międzyludzkich w realu. Prawda leży zapewne pośrodku. Gierki naturalne. Oczywiście różne role społeczne, jakie odgrywamy w naszym życiu, wymagają od nas różnych postaw – inaczej zachowujemy się w domu wśród najbliższych, inaczej na imprezie wśród znajomych, jeszcze inaczej na zajęciach czy w pracy. Niektóre sytuacje wywierają na nas także presję dostosowania się – w nowym kręgu znajomych znacznie łatwiej jest zachowywać się tak, jak wymaga tego otoczenie, naśladować jego stałych członków, niż manifestować na każdym kroku swoją odmienność. Często też zdarza nam się wpaść w pewną konwencję. Za przykład niech posłuży mój kolega, który wyznał kiedyś, że gdy zaczął grać na gitarze, nie mógł się oprzeć zwyczajowi noszenia trampek i długich włosów. Większości z nas nieobce jest także zjawisko mody, któremu ulegamy nieraz zupełnie nieświadomie, poddając się mocy odpowiednio zaplanowanego marketingu. Jak to się dzieje, że „wcale nie naśladując mody lansowanej w magazynach czy przez gwiazdy”, w danym sezonie podobają nam się akurat takie same ubrania i gadżety? Wszystko to jednak dotyczy naszej powierzchowności. Grunt to zadbać o niezmienność naszej osobowości i nie udawać kogoś innego. Efekt taniego pozerstwa jest zazwyczaj krótkotrwały, bowiem każde kłamstwo prędzej czy później wyjdzie na jaw, a wówczas narażeni jesteśmy na śmieszność. Znane są oczywiście owiane legendą przypadki kłamców doskonałych takich jak bohater fimu „Złap mnie jeśli potrafisz”, a także liczni „podwójni mężowie”. Jednak dziś o nich mówimy, więc nie do końca udało im się oszukać cały świat. I choć często miliony ludzi tkwią w zbiorowej obłudzie (vide: politycy), to tajemnica autentyczności i naturalności tkwi w tym, by nie oszukiwać siebie samych. Julia Słonina |
06.01.2006