Ponury żart Komitetu Noblowskiego
2009-10-09 11:26:21Obama został uhonorowany za niestrudzone wysiłki w celu "ograniczenia światowych arsenałów nuklearnych" oraz "pracę na rzecz pokoju na świecie". - Nobel Baracka Obamy pokazuje, że będzie rozwiązywał konflikty za pomocą negocjacji, a nie siły. Będziemy wspierać jego starania wszelkimi możliwościami - ogłosił w swoim oświadczeniu Norweski Komitet Noblowski. Innymi poważnymi kandydatami do tegorocznej nagrody byli chińscy działacze opozycyjni - Hu Jia oraz Wei Jingsheng. Ich kilkanaście lat spędzonych w więzieniu i apele o choć minimalną reformę systemu komunistycznego przegrały jednak z oczywistą obawą o reakcję Chin.
Pokojowa Nagroda Nobla już od dawna powinna być nazywana Polityczną Nagrodą Nobla. Otrzymywali ją m.in. znani miłośnicy pokoju jak Jaser Arafat oraz jedni z największych nieudaczników amerykańskiej polityki ostatnich lat - Jimmy Carter (nie wiadomo dokładnie za co) i Al Gore (za prezentację w PowerPoincie, ja za to nie dostaję nawet zaliczenia na studiach). Dowodzą tego także nazwiska laureatów nagrody w dziedzinie literatury - o wiele łatwiej znaleźć tam pisarzy jawnie obnoszących się ze swoimi lewicowymi poglądami (Pinter, Saramago, Fo) niż rzeczywistych mistrzów pióra. Tegoroczny wybór Obamy jest natomiast po prostu żartem z ludzi naprawdę zasłużonych, którzy poświęcili życie w imię mocno już wyświechtanego hasła ogólnoświatowego pokoju.
Barack Obama jest tak naprawdę dopiero na początku swojej prezydenckiej drogi i po dziewięciu miesiącach trudno przewidzieć, jak będą wyglądały jego rządy. Być może Komitet Noblowski jest od nas lepiej poinformowany i zna w całości kurs jego polityki. Trudno bowiem spodziewać się, że Obama odważy się podjąć jakiekolwiek radykalne działania w Iranie, Afganistanie czy Korei Północnej. Stąd nie można nie oprzeć się wrażeniu, że wyróżniono go wyłącznie za to, iż nie jest wrednym Georgem W. Bushem, wcieleniem wszelkiego konserwatywnego zła. Nie wypowiedział nikomu wojny, więc dajmy mu Nobla - główkowali zapewne mędrcy z Oslo. Paradoksem jest tylko to, że Obama czerpie profity z pozytywnych aspektów polityki kowboja z Teksasu, co niewielu intelektualistów i komentatorów zdaje się zauważać.
(jerzy.slusarski@dlastudenta.pl)