Reportaż - Naszym zdaniem

(nie mój) Wielki Tanzański Pogrzeb

2011-04-07 14:02:24

To samo słowo może mieć różne znaczenie, w zależności gdzie zostanie wypowiedziane. Tak właśnie jest ze słowem „pogrzeb”.

Wieczorem mój znajomy powiedział, że zmarł jego przedsiębiorczy wujek-biznesmen i zapytał, czy nie chciałabym razem z nim i jego żoną pójść na ceremonię pogrzebową. Zgodziłam się bez wahania - w końcu nie wiadomo, kiedy podobna okazja się trafi (a wyczekiwanie na czyjąś śmierć wydaje się trochę nie w porządku), zresztą mieliśmy tam być krótko, może godzinę-dwie, bo oboje prowadzą prywatny biznes i nie mogą go pozostawić bez dozoru na dłużej… Zapomniałam jednak, że czas suahili płynie zupełnie inaczej, niż europejski… Szczególnie, jeżeli chodzi co uroczystości rodzinne.

Podstawową różnicą między ceremonią pogrzebową w Polsce i Tanzanii jest czas. Jeżeli umarła kobieta pożegnanie trwa trzy dni, jeżeli mężczyzna - siedem, i jest bardzo ważnym świętem. Wytłumaczenie jest proste: Afrykańczyk w swoim życiu ma 3 prawdziwe imprezy. Pierwsza zorganizowana jest z okazji narodzin, druga to ślub, no i oczywiście pogrzeb, który obchodzony jest hucznie dlatego, iż jest to ostatnie święto, w jakim denat będzie brał udział. W Afryce umierasz sam, pogrzeb to uroczystość ku czci zmarłego, celebrowana przez całą wspólnotę.

Dla mnie, jako dla Europejki, zdumiewające było „marnowanie czasu” - każdy dzień ceremonii przebiega w ten sam statyczny sposób, nie wnosząc nic nowego. Zresztą cierpliwość, wyczekiwanie i brak pośpiechu można tu spotkać na każdym kroku, jakby była cechą narodową Tanzańczyków.

Następnego ranka, po drodze na miejsce obchodów, ja i żona znajomego zaopatrzyłyśmy się w khangi (tradycyjne stroje kobiece, które najprościej opisać jako dwa podłużne kawałki materiału ozdobionego w ściśle określony sposób). Noszenie tradycyjnego przyodziewku przez kobiety na takich ceremoniach jest obowiązkowe- niezależnie czy noszą je na codzień, czy nie, podczas ważnych rodzinnych wydarzeń powinny przyodziać się w ten sposób, nawet jeżeli pod spodem noszą typowo europejskie ubrania. Jeżeli któraś pojawi się bez owego prześcieradła od razu staje się tematem ogólnych rozmów („jakżesz ona, Boże mój drogi, wygląda?”). Natomiast mężczyźni przychodzą „pod krawatem”.

Drugą wyraźną różnicą jest sposób przeżywania pogrzebu.

Jak w każdym aspekcie afrykańskich kultur, tak i tu najważniejsza jest wspólnota. Każdy, kto w jakiś sposób czuł się związany ze zmarłym czuje się w obowiązku stawić się na uroczystościach (chociażby tylko na chwilę, na jeden dzień). W obliczu śmierci bliskiego zawieszone zostają wszelkie czynności, które nie są związane z wyprawieniem nieboszczyka w ostatnią podróż. Zrozumiałe, a nawet oczekiwane jest, że zamiast do swoich codziennych obowiązków, do pracy, do szkoły członkowie rodziny udają się do domu zmarłego, aby ostatni raz się z nim spotkać. Zaproszeni na uroczystości są nie tylko członkowie rodziny i znajomi, lecz nawet każdy przechodzień, który chce oddać ostatnie wyrazy szacunku. W trakcie tych kilku dni przez dom przetacza się niezliczona liczba osób. Obecność jest raczej obowiązkowa- dużym nietaktem byłoby pominięcie kogoś przy zaproszeniach, a jeszcze większym niepojawienie się. Nie ważne, czy ktoś pracuje na państwowej posadzie, czy prowadzi własne interesy, które mogą ucierpieć przez taką zwłokę- trzeba się pojawić. Koniec, kropka.

Wspólnotowość objawia się także w podejściu do organizacji i finansów. Tuż po śmierci członkowie rodziny spotykają się, aby przedyskutować szczegóły techniczne uroczystości i wysokość składek na sfinansowanie jej. Wiele rodzin poważnie się przy tym zadłuża. Uroczystości mają być jak najbardziej wystawne- im bardziej wpływowy był człowiek za życia, tym bardziej okazała powinna być ceremonia pożegnania.

Na miejscu pojawiliśmy się około południa, budząc sporą sensację...


…w końcu nie często zdarza się widok muzungu ubranego w khangę.

Zaraz po przekroczeniu bramy nastąpił podział: kobiety zajęły salon, natomiast mężczyźni plac za domem. Ilość osób uczestniczących w uroczystościach trudno dokładnie określić, gdyż goście wchodzili i wychodzili, jednak według moich szacunków liczba składających hołd zmarłemu tego dnia wahała się między 100, a 150. Salon był wypełniony po brzegi- pod każdą ścianą siedziały kobiety, rozmawiając, drzemiąc, opłakując zmarłego. Trumna nie została jednak wystawiona.

Każda wchodząca do pomieszczenia osoba zobowiązana była złożyć wyrazy uszanowania żałobniczkom. Podążając za przykładem mojej współtowarzyszki, w pozycji pochylonej, prawie w kucki, obeszłam pokój podając rękę siedzącym, powtarzając za każdym razem „Shikamoo”- powitanie okazujące szacunek witanemu.  

Muzyka na afrykańskim kontynencie jest ważnym składnikiem życia.

Śpiew jest wiernym towarzyszem, także podczas uroczystości pogrzebowych. Pieśni o treści religijnej śpiewane w suahili podczas ceremonii pogrzebowej podzielone są na dwa głosy: solistkę wyśpiewującą zwrotki i odpowiadający jej refrenem chór.

Kto nie miał akurat ochoty śpiewać, rozmawiał ze znajomymi, lub mógł położyć się i zdrzemnąć (uroczystości trwały cały dzień poprzedni, więc nic dziwnego, że co bardziej wytrwałe uczestniczki potrzebowały trochę wypoczynku). Nie obyło się także bez kaznodziei, przyjętego przez kobiecą społeczność z nabożnym szacunkiem, starającego się nawrócić córki Ewy na cnotliwą ścieżkę w obliczu wydarzeń ostatecznych.

Po kilku godzinach takiego siedzenia nadszedł czas na obiad, złożony tradycyjne z ryżu albo ugali z sosem pomidorowym, w którym pływały kawałki koziego mięsa oraz mboga chicha (lokalna wersja gotowanego szpinaku). W Afryce, podobnie jak w Indiach, tradycyjnie spożywa się posiłki rękoma, a jedzenie ugali widelcem dla Afrykanina to jak krojenie Spagetti dla Włocha. Dla osób niewprawionych w takim sposobie jedzenia, posiłek staje się batalią z jedzeniem, uparcie starającym znaleźć się na ubraniu i twarzy jedzącego, jednak gdy w procesie spożywania posiłku, oprócz węchu i smaku, uczestniczy jeszcze dotyk, jedzenie naprawdę pełniej oddziałuje na podniebienie.

Jakiś czas po zakończeniu posiłku (i kolejnej dawce siedzenia i gadania), wyniesiono przed dom krzesła, które od razu zostały zajęte przez spragnione świeżego powietrza matrony.

Podział kobiety-mężczyźni został przełamany dopiero późnym popołudniem, gdy rozstawiono sprzęt nagłaśniający, a pastor odprawił mszę.

Po zakończonym nabożeństwie z głośników popłynęła muzyka o treści religijnej (jednak w porównaniu do ich polskich odpowiedników brzmiały one bardziej jak szlagiery potańcówkowe) i wieczorny posiłek.

Patrząc na wydarzenia okiem laika, gdyby nie obecność duchownych, smutnej wdowy i sporadycznych odgłosów histerycznego płaczu, można by pomyśleć, że to po prostu kolejne zwykłe spotkanie rodzinne.

Zmarły pochodził z okolic miasta Mwanza, a że zwyczaj nakazuje pochówek w miejscu urodzenia, ciało po trzech dniach uroczystości zostało przetransportowane samolotem. Wujek przebył trasę z Temeke na Julius Nyerere International Airport w dostojnym kondukcie żałobnym, odprowadzany przez bliskich mieszkających w stolicy ekonomicznej kraju. Uroczystości w Dar es Salaam skończyły się wieczorem w domu zmarłego, do którego żałobnicy wrócili po odprowadzeniu nieboszczyka na lotnisko… a wujek kontynuował świętowanie jeszcze przez cztery dni w Mwanzie, przed pochówkiem.

Gdy następnego dnia przejeżdżałam autobusem przez Ilalę, dzielnicę Dar es Salaam, w której mieszczą się zakłady stolarskie, próbując pokonać wszechobecny upał wyglądałam przez otwarte okno. Mijając niesamowite ilości łóżek, szafek, meblościanek i kanap, mój wzrok padł na jakieś dwadzieścia trumien przystrojonych błękitnymi i różowymi wstążkami. Ciekawe, czy wujek odbył swój ostatni lot w podobnej?

Joanna Kołodziejczyk
Autorka ukończyła licencjat z pedagogiki na Uniwersytecie Wrocławskim. Przez blisko pół roku mieszkała w Dar es Salaam w Tanzanii.

Fot. Sabina Drutkiewicz

Słowa kluczowe: pogrzeb afryka tanzania reportaż zwyczaje opis
Komentarze
Redakcja dlaStudenta.pl nie ponosi odpowiedzialności za wypowiedzi Internautów opublikowane na stronach serwisu oraz zastrzega sobie prawo do redagowania, skracania bądź usuwania komentarzy zawierających treści zabronione przez prawo, uznawane za obraźliwie lub naruszające zasady współżycia społecznego.
Zobacz także
Jak Polacy Niemcom Żydów mordować nie pomagali
Jak Polacy Niemcom Żydów mordować nie pomagali

Odważna i ambitna próba obalenia mitu Polski Niewinnej czy upiorne pomówienie wszystkich Polaków?

Studia w Indiach. Nie tak straszne jak je malują
Studia w Indiach. Nie tak straszne jak je malują

"Nigdy nie widziałem kraju, który zawierałby w sobie tyle kontrastów. Przepych, piękno i nieskazitelność z jednej strony, z drugiej bardzo łatwo przeradza się w straszną biedę i syf.".

Zdjęcie ślubne z Auschwitz
Zdjęcie ślubne z Auschwitz

„Moja kochana, kochana Margo, tulę Cię namiętnie do siebie i życzę Ci na święta wszystkiego najlepszego. Na zawsze Twój R. Co porabia mój mały uparciuch. Pisz mi dużo o nim. Moc ucałowań dla Was obojga!”.

Ostatnio dodane
Jak Polacy Niemcom Żydów mordować nie pomagali
Jak Polacy Niemcom Żydów mordować nie pomagali

Odważna i ambitna próba obalenia mitu Polski Niewinnej czy upiorne pomówienie wszystkich Polaków?

Studia w Indiach. Nie tak straszne jak je malują
Studia w Indiach. Nie tak straszne jak je malują

"Nigdy nie widziałem kraju, który zawierałby w sobie tyle kontrastów. Przepych, piękno i nieskazitelność z jednej strony, z drugiej bardzo łatwo przeradza się w straszną biedę i syf.".